Jak najkrócej można przedstawić problematykę, którą się Pani zajmuje?
Jestem biologiem molekularnym. Moje zainteresowania naukowe koncentrują się wokół mechanizmów regulacji ekspresji genów. Badania, które prowadzę, maja na celu poznanie sposobu, w jaki włączane i wyłączane są poszczególne geny w określonych tkankach. Jest to oczywiście tylko głos w dyskusji, poparty doświadczeniami i publikacjami w czasopismach naukowych o zasięgu międzynarodowym.
Czy to oznacza, że chciałaby Pani coś zmienić w funkcjonowaniu ludzkich genów?
To nie jest takie proste. Ingerencja w dziedzictwo genetyczne człowieka jest bardzo trudna i pomimo wielu prób przeprowadzonych w ośrodkach na całym świecie ciągle tak naprawdę nie jesteśmy w stanie skutecznie leczyć chorób genetycznych. Gdy podejmowałam decyzję, że chcę studiować biologię molekularna, wpadła mi w ręce książka, z której wypisałam cytat: „Każda próbę dokonania jakiejś interwencji mającej na celu ulepszenie dziedzictwa genetycznego można porównać do próby uczynienia jeszcze piękniejszym wiersza Goethego za pomocą błędu drukarskiego” (Orstena Bresh, genetyk). Tytułu książki nie pamiętam, ale cytat mam nadal w szufladzie. Przez kilkadziesiąt lat od chwili, gdy te słowa zostały wypowiedziane wiele się zmieniło w naszym rozumieniu funkcjonowania genów. Na ukończeniu jest Projekt Poznania Ludzkiego Genomu. Jednak zsekwencjonowanie wszystkich genów i „poukładanie” ich w chromosomach nie oznacza, że będziemy wiedzieli jak zapobiegać chorobom genetycznym czy też jak je leczyć. Teraz wielka nadzieja są techniki bioinformatyczne, które pozwolą uporządkować gromadzona wiedzę o czasie i miejscu aktywności poszczególnych genów i właściwościach kodowanych przez nie białek. Można będzie porównać informacje uzyskane dla tkanek normalnych i zmienionych chorobowo. Tak więc poznanie mechanizmów, w wyniku których ekspresja genów jest regulowana oraz przyczyny, które powodują, że regulacja ta jest zaburzona, co w konsekwencji prowadzi do stanów patologicznych, jest bardzo istotne.
Co Pani sadzi o reprezentacji kobiet w polskiej nauce?
Pewnie w tym miejscu powinnam powiedzieć, że kobiety nie maja równych szans. I tak jest w bardzo wielu przypadkach. Wystarczy przyjrzeć się statystykom. Im wyższy stopień lub stanowisko naukowe tym mniej kobiet. Paradoksalnie moja przygoda naukowa zaczęła się pod kierunkiem dwóch wspaniałych kobiet. Pracę magisterska wykonałam w Zakładzie Biochemii i Biofizyki Uniwersytetu łódzkiego. Promotorem mojej pracy była niezwykle ceniona w środowisku naukowym Pani Profesor Leokadia Kłyszejko-Stefanowicz, a bezpośrednim opiekunem dr Wanda Krajewska, obecnie profesor i Prorektor Uniwersytetu łódzkiego. Później, w karierze zawodowej moim przełożonymi byli wyłącznie mężczyźni. Wydaje mi się, że wyróżnianie kobiet za ich pracę, jak to zrobił L’Oréal przy wsparciu Polskiego Komitetu UNESCO, jest cenna inicjatywa. I taka promocja jest w Polsce rzeczą nowa, ale nie na świecie. Tak naprawdę kobiety otrzymają równe szanse, gdy w polskiej nauce zostaną wprowadzone reformy, na które czeka spora część środowiska. Nauka to nie polityka, tutaj nie można wprowadzić procentowego udziału kobiet. Wydawałoby się, że w kraju, który wymaga reform w każdej dziedzinie, nie tylko w życiu gospodarczym i społecznym, my naukowcy zrobimy to najszybciej i najbardziej racjonalnie. Jesteśmy bowiem wyposażeni w odpowiednie narzędzia. Potrafimy analizować, wyciągać wnioski, formułować hipotezy, konstruować programy służące ich weryfikacji i wreszcie wykorzystywać efekty tych działań. Mamy kontakty z całym światem i wiemy, w których krajach nauka jest efektywna. Powinniśmy wykorzystać tę wiedzę i wprowadzić niektóre mechanizmy, które tam zostały sprawdzone. Ważnym elementem są pieniądze, których na naukę w naszym budżecie ciągłe jest za mało, ale nie najważniejszym.
Czy ma Pani pomysł jak poprawić kondycję polskiej nauki?
Mam kilka pomysłów szczegółowych. Przykładowo, powinniśmy lepiej wykorzystać pieniądze unijne do restrukturyzacji naszych jednostek badawczych. Szybkiej zmianie powinien ulec system „naboru” do zawodu naukowca, tak aby środowisko naukowe wzbogacało się o ludzi o dużym potencjale intelektualnym. Ciągle za dużo w tym zawodzie jest ludzi przeciętnych. Szczegóły moich pomysłów nadaja się jednak tylko do dyskusji w gronie fachowców.
Powiedziała Pani, że w pracy Pani przełożonymi byli wyłącznie mężczyźni. Czy to dobrze czy źle?
Myślę, że to ani dobrze ani źle. To nie ma znaczenia. Miałam okazję współpracować z bardzo interesującymi ludźmi. Każdy z moich szefów był inny. Pierwszy z nich – Prof. Marek Gniazdowski – jest do tej pory moim przełożonym i toleruje wszystkie moje pomysły i wyjazdy. Staram się stosować zdobyte za granica umiejętności we wspólnie prowadzonych badaniach nad wpływem leków modyfikujących materia ł genetyczny (DNA) na wiązanie czynników transkrypcyjnych czyli białek regulatorowych, które włączają lub wyłączają geny. Profesor Fritz Bach z Harvard Medical School to wizjoner i menadżer w jednej osobie. Celem projektu, nad którym pracowałam pod jego kierunkiem, jest przeszczep ksenograficzny, czyli przeszczep do organizmu człowieka obcego gatunkowo organu. Było to w 1993 roku, kiedy nie było owieczki Dolly i kontrowersyjnego pomysłu klonowania ludzkich organów. Istniał natomiast czarny rynek organów pozyskiwanych często w wyniku przestępstwa, głównie w krajach ubogich. I stad pomysł przeszczepu ksenograficznego. Pracowałam nad poznaniem mechanizmów włączających gen czynnika tkankowego. Produktem tego genu jest białko, które jest bardzo ważnym elementem procesu krzepnięcia. W przypadku przeszczepu ksenograficznego skrzep wewnątrznaczyniowy jest jedna z przyczyn odrzutu przeszczepionego organu. Konieczne jest uzyskanie kontroli nad ekspresja genu czynnika tkankowego. Powiedziałam, że mój przełożony w tym projekcie – Prof. Bach – jest wizjonerem i menadżerem w jednej osobie. To ciągłe rzadka cecha w nauce – umiejętność stawiania śmiałych hipotez połączona ze zdolnością pozyskiwania ludzi i zdobywania pieniędzy na ich sprawdzanie. W Polsce nie mamy tyle pieniędzy, ale już pojawia się grupa osób, która bardzo efektywnie wykorzystuje skromne fundusze przeznaczone na badania. Po powrocie do kraju szukałam sposobu stworzenia sobie warsztatu pracy, który umożliwiłby mi kontynuowanie badaf nad regulacja ekspresji genów. W uruchomieniu grantu, który otrzymałam z Komitetu Badań Naukowych, pomógł mi Prof. Czesław Cierniewski. Przez cztery lata zajmowałam się przede wszystkim badaniem ekspresji podjednostki alfa V receptora witronektyny w komórkach śródbłonka i komórkach leukemicznych. Receptor witronektyny jest odpowiedzialny m. in. za adhezję czyli przyłączanie osteoklastów do macierzy kostnej, co umożliwia resorpcję kości. Nadekspresja tego białka powoduje zwiększona resorpcję i w konsekwencji może prowadzić do osteoporozy. Receptor witronektyny jest również odpowiedzialny za migrację komórek. Przykładowo, komórki śródbłonka migrując tworzą nowe naczynia krwionośne. Znając mechanizm ekspresji genów kodujących podjednostki receptora witronektyny, przy szybkim rozwoju technik terapii genowej, należy oczekiwać, że w przyszłości będziemy mogli leczyć osteporozę czy też zapobiegać tworzeniu się naczyń w szybko rosnących guzach.
W kwestionariuszu konkursowym, w rubryce „inne pozanaukowe zainteresowania” napisała Pani m. in. „Podróże – przyroda, architektura, kultywowane obrzędy ludowe”. Jak znajduje Pani na to czas?
To prawda, nie mam czasu i pieniędzy, żeby zwiedzać świat. Zawsze jednak, gdy pracuję za granica, czy też wyjeżdżam na międzynarodowy kongres naukowy, staram się przygotować dla siebie program pozanaukowy. W trakcie pobytu w Japonii, w prywatnym instytucie naukowym, którego właścicielem i dyrektorem był Prof. Kunio Yagi, sława japońskiej biochemii, udało mi się w czasie wolnym od pracy zwiedzić kawałek tego egzotycznego dla nas kraju. Wcześniej jednak przygotowałam sobie szczegółowy plan uwzględniający np. Festiwal w oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od mojego miejsca zamieszkania miejscowości Takayama. Najważniejszym wydarzeniem tego festiwalu jest barwny pochód, w którym uczestniczą Japończycy w swoich strojach regionalnych z wielu prowincji. Na specjalnych wozach o wysokości kilku metrów, poruszających się w pochodzie bardzo powoli, odgrywane są scenki obrazujące dawne legendy i mity. Naprawdę warto było to zobaczyć i oczywiście posłuchać. Muzyka jest bowiem bardzo interesującym elementem tego festiwalu. Nakręciłam kilka godzin filmu i nie ma na nim żadnego Europejczyka. W Japonii zobaczyłam jej dawne stolice, Kioto i Narę, ale nie byłam w Tokio. Była to kwestia wyboru. Poznawanie świata w trakcie wyjazdów służbowych, często długich, bo trwających rok lub dwa, jest jedna z atrakcji tego zawodu, która jeśli się chce można wykorzystać. Oczywiście nie jedyna. Warto jednak o tym pamiętać, gdy wymienia się dobre i złe strony bycia naukowcem. Teraz staże zagraniczne odbywają już bardzo młodzi ludzie, jeszcze przed doktoratem. I jest to ważne. Tak zaczynają swoja karierę naukowa ich rówieśnicy w wielu krajach Europy Zachodniej.
Jakie ma Pani plany na najbliższy rok?
Z pewnością najważniejszym celem pierwszych kilku miesięcy jest przygotowanie rozprawy habilitacyjnej. Jest to po doktoracie jeszcze jeden rodzaj weryfikacji działalności naukowej. Chciałabym zrobić to dobrze i z pewnością stypendium, które otrzymałam bardzo ułatwi mi zadanie. Mam również nadzieję, że więcej czasu będę mogła poświęcić rodzinie. Mam dwie córki w bardzo różnym wieku: siedemnastoletnia Maję i siedmioletnia Anię. Maja jest w trakcie podejmowania trudnej decyzji, co chce robić w życiu, natomiast Ania w tym roku po raz pierwszy poszła do szkoły.